Catrine's POV
Poczułam jak lekkie promienie słoneczne oświetlają mi twarz ,więc odwróciłam się w drugą stronę. Ale jak na złość matka zaczęła wołać z dołu - Catrine Marie Jeffries jeżeli za 2 minuty nie wyjdziesz z łóżka ,to spóźnisz się do szkoły. - Nie znosiłam jak używała mojego drugiego imienia. Ale nie miałam wyboru pierwsza była geografia ,a pani nie lubiła jak się spóźniałam. Do tego właśnie z tego przedmiotu byłam zagrożona. Wstałam z łóżka i leniwym krokiem powlokłam się do łazienki. Odświeżyłam się. Założyłam to i zeszłam na dół. Nie zjadłam śniadania ,bo nie byłam głodna. Poszłam do szkoły. Jeszcze było 10 minut do lekcji ,więc zamiast kierować się w stronę szkoły ,skręciłam do niedaleko niej znajdującego się lasku. Wyjęłam papierosa i zapaliłam. Wzięłam jednego bucha, kolejnego i potem jeszcze kolejnego. To sprawiało ,że się odprężałam i zapominałam o całym Bożym Świecie. Skończyłam palić. Wyszłam z lasku i zawróciłam do szkoły. Pod klasę przyszłam idealnie z dzwonkiem. Stałam już pod klasą ,gdy od tyłu przytulił mnie Chad.
- No, cześć skarbie. - teraz już był koło mnie i uśmiechał się.
- Siema mężusiu.
Uwielbialiśmy grać parę. Z Chadem byliśmy najlepszymi przyjaciółmi i nic więcej. Mógłby być moim bratem. Na prawdę się rozumieliśmy. On był zawsze w trudnych chwilach przy mnie ,a ja zawsze przy nim. Był jedyną osobą ,która wiedziała o mojej przeszłości oprócz Chaza ,ale go to wcale nie ruszyło.
Pani przyszła i tylko spojrzała na mnie tym swoim ,,zabijającym spojrzeniem". - Już wszystko jasne. - pomyślałam. Weszliśmy do klasy ,usiedliśmy w ławkach i zaczęła się lekcja od... oddawaniu ostatnich sprawdzianów :(. - No to klapa.
Wiedziałam ,co mnie czeka i że dostanę jedynkę. I tak było. Gdy zbliżał się koniec lekcji i myślałam ,że wreszcie na przerwie coś zjem ,bo zgłodniałam ,ale los miał dla mnie inne plany...
- Jeffries, zostań chwilę po lekcji ,chciałabym z tobą pogadać.
Minęło pięć minut i rozbrzmiał po całej szkole dzwonek. Wszyscy wybiegli jak najszybciej na przerwę ,ale ja musiałam zostać z tą ku* w jednej sali.
- Catrine zdajesz sobie sprawę z tego ,że jesteś zagrożona? - można było zauważyć ,że się z tego cieszyła. Naprawdę mnie nie lubiła.
- Tak, zdaję. - odparłam w końcu.
- To już twoja piąta jedynka z rzędu i to tylko z jednego przedmiotu. Z pierwszego semestru postawiłam ci dwa ,ale nie myśl ,że będę tak samo łaskawa na koniec roku.
I tym sposobem był już dzwonek na kolejną lekcję i tak skończyła się nasza rozmowa. Kolejne lekcje ,co dziwne minęły bardzo szybko i nim się skapnęłam skończyły się i można było iść do domu. Za bardzo się nie śpieszyłam ,bo wiedziałam ,że i tak będę mieć przechlapane. Poszłam do lasku. Zapaliłam i pozwoliłam się cieszyć spokojem póki mogę. Wyszłam z lasku i chociaż ,co dziwne dom mnie odpychał z jednego względu. Musiałam się jednak przezwyciężyć i wrócić do domu. Szłam poboczem wogle się nie śpiesząc ,aż wreszcie dotarłam. - MÓJ ZGON NASTĄPIŁ. - otworzyłam cicho drzwi ,żeby nikt nie usłyszał ,ale na szczęście rodzice jeszcze nie wrócili z pracy.
Walnęłam torbę na podłogę obok kręconych schodów prowadzących na górę. Przeszłam cicho korytarzem do kuchni ,upewniając się w swoim przekonaniu ,że na pewno jeszcze ich nie ma do kuchni. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej jogurt o smaku wiśniowym. Skierowałam się w stronę salonu, siadłam na kanapie i włączyłam telewizję. Przewijałam po kolei kanały ,gdy usłyszałam przekręcanie kluczyka zza holu. Wyłączyłam telewizor i mimowolnie stanęłam przy wejściu witając sztucznym (zapewne głupkowatym) uśmiechem matkę.
- Hej, jak było w pracy? - zachowywałam się ,co najmniej dziwnie ,ale nie ukrywam ,że ona także stała się dla mnie lekko podejrzana. Co jest grane??
Gdy udało mi się nareszcie stanąć z nią twarzą w twarz, z jej wzroku wyczytałam zadowolenie splątane ze strachem.
- Hej, kochanie musimy pogadać... ale jak tata wróci. - O nie czyżby już wiedziała?! Jedno jest pewne ,że na 100% ,to coś poważnego.
- To o co chodzi? - spytałam jak wyryta ,gdy stałyśmy już w kuchni. Nienawidziłam czekać ,więc od razu musiałam wiedzieć o co chodzi.
- Skarbie, powiedziałam jak tata wróci ,to pogadamy. A teraz idź na górę do siebie, odrobiłaś już lekcje...? - nie zdążyła dokończyć ,bo już byłam na górze. - Odrobiłam? - nie. Nie zamierzałam robić tych zasranych lekcji ,bo za huja nie mogłam się skupić. Podłączyłam słuchawki do telefonu i zaczęłam słuchać piosenki Rihanny oraz Eminema ,,The monster".
Minęło jakieś pół godziny - uwierzcie mi przez ten czas można naprawdę zwariować. - Usłyszałam otwierane drzwi ,lecz zamiast od razu zejść postanowiłam stojąc przy schodach podsłuchiwać.
- Powiedziałaś jej?
- Nie, przecież mieliśmy razem ,to zrobić nie pamiętasz?
Usłyszałam tylko głośne westchnienie taty i zaraz potem krzyk z dołu: - Catrine! - i po chwili byłam już w salonie.
- No, hej to powiecie mi wreszcie o co chodzi?
- Um, cóż Catrine jakby ci to powiedzieć ja i twoja mama dostaliśmy awans w pracy i... - (mieli tą samą pracę ,to właśnie tam się poznali). Nie dałam dokończyć tacie tylko od razu zaczęłam im gratulować.
-To chyba super nie? - spojrzałam na ich zmętniałe miny i zaczęłam się zastanawiać ,czy mam płakać czy śmiać... - nie? - powtórzyłam swoje pytanie tracąc pewność ,co do swojej racji.
- Tak, my też się z tego cieszymy. Tylko chodzi o to ,że ta praca jest w Londynie i oboje będziemy pracować niemalże przez cały czas. Nie będziemy mieli czasu zająć się tobą, domem. Sama sobie nie poradzisz w tym mieście ,bo nie znasz zbyt dobrze okolicy ,a my nie będziemy mieli czasu ,żeby ci pokazać co gdzie jest. Więc pomyśleliśmy ,że byś mogła zamieszkać w Atlancie z ciocią Jenne i Chazem. Mieszkaliśmy tam ,później ty tam często bywałaś ,więc pomyśleliśmy ,że to dobry pomysł. Ciocia nie ma nic przeciwko... - urwał tata widząc moją przerażoną minę. - Czy, coś nie tak? - spytał z troską w głosie.
- W-wszystko w porządku ,tylko kiedy to nastąpi...?
- Samolot masz jutro o 19:00 ,wiec niedługo... - ostatnie zdanie utkwiło w mojej pamięci na długi czas. Stałam tak przez pięć minut patrząc się to na tatę ,to na mamę - czy aby mówią serio ,czy dzisiaj jest może Prima Aprilis. Stałam tak jeszcze przez chwilę ,aż wreszcie odwróciłam się na pięcie i skierowałam w stronę schodów.
Gdy już znalazłam się w swoim pokoju opadłam z hukiem na łóżko z telefonem w dłoni. Wybrałam numer do Taylor ,mojej najlepszej przyjaciółki i już po chwili rozbrzmiał się dźwięk sygnału w telefonie ,po trzech sygnałach usłyszałam głos Tay: - Hej, kochana no co tam?
- Hej, wiesz chodzi o to że muszę ci o czymś powiedzieć. To bardzo ważne.
- Cat, co się stało?
- Um, hmmmm jakby ci to powiedzieć ja jutro wyjeżdżam...
- Cooo...? Co to znaczy ,że wyjeżdżasz?
- Bo widzisz moi rodzice dostali awans i zaczną pracę w Londynie... - nie dała mi dokończyć tylko zaczęła piszczeć ,domyślałam się dlaczego.
- Ej, jak już tam będziesz i spotkasz One Direction ,to załatw mi autografy od każdego z nich, dobra?
- Nie dałaś mi dokończyć. Oni mnie nie zabierają ze sobą ,ja wyjeżdżam... - to będzie trudne - ...do Atlanty.
- Co? Nie mogę sobie wyobrazić tego moja najlepsza przyjaciółka oddalona ode mnie o setki kilometrów. Ale jak jutro...?
- Jutro o 19:00 mam samolot... - i nagle posmutniałam ,to było już jutro ,a ja nie chciałam się żegnać z tym miejscem na dobre.
- Będziesz miała jutro rano czas ,by spotkać się ten ostatni raz w starbucksie? - zapytała z nadzieją w głosie.
- Tak, przecież mam jeszcze jutro prawie dzień tutaj... To o 10:30 w starbucksie?
- Uhm, to do jutra.
Zakończyłam rozmowę i w tym samym czasie tata wparował do mojego pokoju - Przyniosłem ci walizkę. - powiedział i położył ją na łóżku. Wyszedł z mojego pokoju ,a ja zaczęłam się pakować. Spakowałam walizkę i położyłam ją obok komody. Poszłam do łazienki i weszłam pod prysznic. Czułam jak gorąca woda leci na moją skórę ,to była druga rzecz zaraz po papierosach dzięki której się odprężałam. Zakręciłam kran i wyszłam z pod prysznica. Wytarłam się ręcznikiem i założyłam na siebie przydługi T-shirt do spania. Wysuszyłam włosy. Jeszcze napisałam do Chada sms ,że już jutro mnie nie będzie i poszłam spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz