wtorek, 22 kwietnia 2014

Chapter 2

Catrine's POV
           
              Stałam na moście ,patrząc w dół gdy nagle ktoś mnie od tyłu objął. Odwróciłam się i zobaczyłam jego. Prosił ,żebym zeszła z pomostu i tego nie zrobiła. Ale ja nie chciałam go słuchać i skoczyłam. - w tym samym czasie się obudziłam. To był on, Justin ,moja dawna miłość. Poznaliśmy się w Atlancie. Byliśmy jakiś czas ze sobą ,a potem się rozstaliśmy ,a wszystkie nasze uczucia zniknęły. Nie chciałam z nikim o tym rozmawiać i w sumie nikt oprócz nas nie wiedział ,dlaczego tak się stało. Prawda jest taka ,że oboje poszliśmy w swoje strony. Ale dlaczego mi się przyśnił właśnie teraz. No tak ,przecież wieczorem już miałam się znaleźć w Atlancie ,pomimo to miałam nadzieję ,że nie będziemy mieli okazji się spotkać. To by było bolesne nawet bardzo.
              Wstałam z łóżka wyrywając się ze swoich myśli. Ruszyłam w stronę łazienki i odświerzyłam się. Ubrałam się w to i zeszłam na dół. Skierowałam się w stronę kuchni ,a następnie wyjęłam z lodówki mleko, a z szafki płatki. Zjadłam płatki z mlekiem i zabierając po drodze swoją torebkę wyszłam z domu ,miałam jeszcze 15 minut - akurat. Szłam normalnym tempem po drodze spotykając Chada:
-  Hej. - zatrzymałam chłopaka.
- No, hej właśnie do ciebie szedłem. Cat, co się dzieje? Jak to wyjeżdżasz?
- Normalnie.
- Czemu nic nie mówiłaś?
- Bo sama dowiedziałam się dopiero wczoraj!
- Dobrze, nie denerwuj się już tak. Um, Cat boisz się spotkania...? - domyślałam się o kogo mu chodzi, ale nie chciałam dać po sobie tego poznać.
- Z kim? - zapytałam udając ,że nie wiedziałam o kogo mu chodzi.
- No wiesz z...Justinem...?
- Pfff, co niby czemu. - Prychnęłam.
- Nie kłam. Znam Cię Cat...
- Dobra, może...
- A zastanawiałaś... - nie dałam mu dokończyć.
- Przepraszam Chad ,ale naprawdę muszę już iść ,umówiłam się z Taylor. - co prawda miałam jeszcze trochę czasu ,bo Starbucks był tuż za rogiem ,ale nie miałam ochoty dalej rozmawiać o Justinie. Nawet zwykła rozmowa z przyjacielem o eks bolała...
- Spoko. To czy kiedyś jeszcze się zobaczymy?
- Obiecuję. - To było ostatnie słowo jakie do niego wypowiedziałam. Przytulił mnie na koniec, pożegnaliśmy się i poszliśmy w swoje strony.
            Doszłam do Starbucksa. Zauważyłam ,że Taylor jeszcze nie było w środku. Więc zajęłam ostatnie miejsce przy oknie, przy którym zawsze siadałyśmy. Nie minęły 4 minuty ,gdy Tay się pojawiła. Przywitałyśmy się i zajęła miejsce na przeciwko mnie.
- Za mówiłaś już coś? - zapytała.
- Jeszcze nie. - odpowiedziałam i zakomunikowałyśmy pracującej tam kobiecie ,żeby do nas podeszła.
- To co zwykle? - zapytała stojąca nad nami kobieta, znała nas a my ją i prawie że zawsze nas obsługiwała a my zawsze zamawiałyśmy to samo.
- Tak, poprosimy. - Taylor za nas odpowiedziała i kobieta w średnim wieku ruszyła po zamówienie dla nas.
           - Więc, mów Cat czy będziecie razem? - Czy może być gorzej. Czemu wszyscy pytają mnie o to samo?
- A czemu mielibyśmy być? - odparłam i po chwili dodałam - Wiesz, nie zastanawiałam się nad tym tak, nad przeszłością. Świetnie się ze sobą dogadywaliśmy fakt, rozumieliśmy się naprawdę dobrze, ale nie sądzę że bym mogła mu wybaczyć i wszystko mogłoby być jak dawniej.
- Nigdy nie mów nigdy. - rzuciła nagle Tay podkreślając moje słowa, których dopiero teraz pożałowałam.
Naszą rozmowę przerwała kobieta u której złożyłyśmy chwilę wcześniej zamówienie, stawiając nam po jednym cappuccino.
        Gadałyśmy jeszcze ze trzydzieści minut popijając przy tym kawę. Zapłaciłyśmy rachunek i wyszłyśmy ze Starbucksa. Żegnałyśmy się naprawdę długo ,aż gdy każda z nas musiała już iść, a dom miała z innej strony. Dochodziłam do domu dokańczając przy tym papierosa. Nie musiałam się martwić, że rodzice mnie na tym nakryją, bo w domu naprawdę bywali rzadko, więc słysząc to ,że niemalże nie będzie ich w domu z powodu nowego stanowiska w pracy znaczyło ,że nie będzie ich wcale. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Poszłam do swojego pokoju w którym byłam ostatni raz. Usiadłam przy komputerze i go włączyłam. Weszłam na tt i fb. Przejrzałam wszystkie wiadomości i popisałam jeszcze z paroma osobami których zastałam na gg. I tak dobiegła godzina 16:30 ,gdy wyłączyłam komputer ,słysząc przy tym głos taty żebym się powoli zbierała. Do lotniska nie mieliśmy daleko ,ale jeszcze była odprawa moja mniej ulubiona czynność.
               Siedziałam już w samolocie po odprawie i po czułym pożegnaniu z rodzicami. Słuchając Avicii - Hey Brother. Obok mnie siedziała jakaś starsza pani wraz z wnuczką. Zmieniłam piosenkę na Martin Garrix - Animals. Zasnęłam.
               Obudziła mnie informacja ,że samolot zaraz będzie lądować. Wyłączyłam telefon i poprawiłam się na siedzeniu. Samolot wylądował.
               Zabrałam z taśmy swoją walizkę i ruszyłam w stronę wyjścia. Wyszłam z sali w której znajdowała się taśma z walizkami i od razu zauważyłam ciocię Jenne i Chaza. Podeszłam do nic bliżej ,bo chyba mnie nie zauważyli ,a Chaz od razu mnie uścisnął. - Jak tam minęła podróż, sis? - zapytał. - Szybko. - odparłam i podeszłam przywitać się z ciocią. - Dobra chodźcie już do samochodu. Chaz weź walizkę Catrine. - ustaliła. Chaz bez zawahania - co dziwne - wziął moją walizkę. - Jaki dżentelmen. - skomentowałam.
- No, nie wiedziałaś siostra.
- Nie znałam Cię od tej strony wcześniej.
           Wsiedliśmy do samochodu. Ciocia z przodu ,a my na tyle. Przez całą drogę tzn. niecałe 20 minut sprzeczaliśmy się z Chazem. Skończyliśmy się ze sobą sprzeczać dopiero wtedy gdy samochód wjechał na podjazd wyłożony kamieniami. Mimo wszystko okolica ,aż tak bardzo od ostatniej mojej wizyty się nie zmieniła. Wsiedliśmy do środka ,Chaz zaniósł moją walizkę do pokoju gościnnego znajdującego się na górze ,a ja poszłam za ciocią w stronę kuchni, o ile dobrze pamiętam. Ciocia zajęła się przygotowywaniem kolacji, chociaż mówiłam jej ,że pomogę odmówiła mi. W tym samym czasie z góry zszedł Chaz. - Jezu, co ty masz w tej walizce? Kamienie? - zapytał z ironią w głosie. - Tylko najpotrzebniejsze rzeczy. - odparłam nie urażona.
             Po kolacji poszłam spać ,bo byłam zmęczona. Jutro nowy dzień, życie tutaj.


środa, 16 kwietnia 2014

Chapter 1

Catrine's POV

     Poczułam jak lekkie promienie słoneczne oświetlają mi twarz ,więc odwróciłam się w drugą stronę. Ale jak na złość matka zaczęła wołać z dołu -  Catrine Marie Jeffries jeżeli za 2 minuty nie wyjdziesz z łóżka ,to spóźnisz się do szkoły. - Nie znosiłam jak używała mojego drugiego imienia. Ale nie miałam wyboru pierwsza była geografia ,a pani nie lubiła jak się spóźniałam. Do tego właśnie z tego przedmiotu byłam zagrożona. Wstałam z łóżka i leniwym krokiem powlokłam się do łazienki. Odświeżyłam się. Założyłam to i zeszłam na dół. Nie zjadłam śniadania ,bo nie byłam głodna. Poszłam do szkoły. Jeszcze było 10 minut do lekcji ,więc zamiast kierować się w stronę szkoły ,skręciłam do niedaleko niej znajdującego się lasku. Wyjęłam papierosa i zapaliłam. Wzięłam jednego bucha, kolejnego i potem jeszcze kolejnego. To sprawiało ,że się odprężałam i zapominałam o całym Bożym Świecie. Skończyłam palić. Wyszłam z lasku i zawróciłam do szkoły. Pod klasę przyszłam idealnie z dzwonkiem. Stałam już pod klasą ,gdy od tyłu przytulił mnie Chad.
- No, cześć skarbie. - teraz już był koło mnie i uśmiechał się.
- Siema mężusiu.
Uwielbialiśmy grać parę. Z Chadem byliśmy najlepszymi przyjaciółmi i nic więcej. Mógłby być moim bratem. Na prawdę się rozumieliśmy. On był zawsze w trudnych chwilach przy mnie ,a ja zawsze przy nim. Był jedyną osobą ,która wiedziała o mojej przeszłości oprócz Chaza ,ale go to wcale nie ruszyło.
    Pani przyszła i tylko spojrzała na mnie tym swoim ,,zabijającym spojrzeniem". - Już wszystko jasne. - pomyślałam. Weszliśmy do klasy ,usiedliśmy w ławkach i zaczęła się lekcja od... oddawaniu ostatnich sprawdzianów :(. - No to klapa.
    Wiedziałam ,co mnie czeka i że dostanę jedynkę. I tak było. Gdy zbliżał się koniec lekcji i myślałam ,że wreszcie na przerwie coś zjem ,bo zgłodniałam ,ale los miał dla mnie inne plany...
- Jeffries, zostań chwilę po lekcji ,chciałabym z tobą pogadać.
Minęło pięć minut i rozbrzmiał po całej szkole dzwonek. Wszyscy wybiegli jak najszybciej na przerwę ,ale ja musiałam zostać z tą ku* w jednej sali.
- Catrine zdajesz sobie sprawę z tego ,że jesteś zagrożona? - można było zauważyć ,że się z tego cieszyła. Naprawdę mnie nie lubiła.
- Tak, zdaję. - odparłam w końcu.
- To już twoja piąta jedynka z rzędu i to tylko z jednego przedmiotu. Z pierwszego semestru postawiłam ci dwa ,ale nie myśl ,że będę tak samo łaskawa na koniec roku.
        I tym sposobem był już dzwonek na kolejną lekcję i tak skończyła się nasza rozmowa. Kolejne lekcje ,co dziwne minęły bardzo szybko i nim się skapnęłam skończyły się i można było iść do domu. Za bardzo się nie śpieszyłam ,bo wiedziałam ,że i tak będę mieć przechlapane. Poszłam do lasku. Zapaliłam i pozwoliłam się cieszyć spokojem póki mogę. Wyszłam z lasku i chociaż ,co dziwne dom mnie odpychał z jednego względu. Musiałam się jednak przezwyciężyć i wrócić do domu. Szłam poboczem wogle się nie śpiesząc ,aż wreszcie dotarłam. - MÓJ ZGON NASTĄPIŁ. - otworzyłam cicho drzwi ,żeby nikt nie usłyszał ,ale na szczęście rodzice jeszcze nie wrócili z pracy.
       Walnęłam torbę na podłogę obok kręconych schodów prowadzących na górę. Przeszłam cicho korytarzem do kuchni ,upewniając się w swoim przekonaniu ,że na pewno jeszcze ich nie ma do kuchni. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej jogurt o smaku wiśniowym. Skierowałam się w stronę salonu, siadłam na kanapie i włączyłam telewizję. Przewijałam po kolei kanały ,gdy usłyszałam przekręcanie kluczyka zza holu. Wyłączyłam telewizor i mimowolnie stanęłam przy wejściu witając sztucznym (zapewne głupkowatym) uśmiechem matkę.
- Hej, jak było w pracy? - zachowywałam się ,co najmniej dziwnie ,ale nie ukrywam ,że ona także stała się dla mnie lekko podejrzana. Co jest grane??
   Gdy udało mi się nareszcie stanąć z nią twarzą w twarz, z jej wzroku wyczytałam zadowolenie splątane ze strachem.
- Hej, kochanie musimy pogadać... ale jak tata wróci. - O nie czyżby już wiedziała?! Jedno jest pewne ,że na 100% ,to coś poważnego.
- To o co chodzi? - spytałam jak wyryta ,gdy stałyśmy już w kuchni. Nienawidziłam czekać ,więc od razu musiałam wiedzieć o co chodzi.
- Skarbie, powiedziałam jak tata wróci ,to pogadamy. A teraz idź na górę do siebie, odrobiłaś już lekcje...? - nie zdążyła dokończyć ,bo już byłam na górze. - Odrobiłam? - nie. Nie zamierzałam robić tych zasranych lekcji ,bo za huja nie mogłam się skupić. Podłączyłam słuchawki do telefonu i zaczęłam słuchać piosenki Rihanny oraz Eminema ,,The monster".
       Minęło jakieś pół godziny - uwierzcie mi przez ten czas można naprawdę zwariować. - Usłyszałam otwierane drzwi ,lecz zamiast od razu zejść postanowiłam stojąc przy schodach podsłuchiwać.
- Powiedziałaś jej?
- Nie, przecież mieliśmy razem ,to zrobić nie pamiętasz?
Usłyszałam tylko głośne westchnienie taty i zaraz potem krzyk z dołu: - Catrine! - i po chwili byłam już w salonie.
- No, hej to powiecie mi wreszcie o co chodzi?
- Um, cóż Catrine jakby ci to powiedzieć ja i twoja mama dostaliśmy awans w pracy i... - (mieli tą samą pracę ,to właśnie tam się poznali). Nie dałam dokończyć tacie tylko od razu zaczęłam im gratulować.
-To chyba super nie? - spojrzałam na ich zmętniałe miny i zaczęłam się zastanawiać ,czy mam płakać czy śmiać... - nie? - powtórzyłam swoje pytanie tracąc pewność ,co do swojej racji.
- Tak, my też się z tego cieszymy. Tylko chodzi o to ,że ta praca jest w Londynie i oboje będziemy pracować niemalże przez cały czas. Nie będziemy mieli czasu zająć się tobą, domem. Sama sobie nie poradzisz w tym mieście ,bo nie znasz zbyt dobrze okolicy ,a my nie będziemy mieli czasu ,żeby ci pokazać co gdzie jest. Więc pomyśleliśmy ,że byś mogła zamieszkać w Atlancie z ciocią Jenne i Chazem. Mieszkaliśmy tam ,później ty tam często bywałaś ,więc pomyśleliśmy ,że to dobry pomysł. Ciocia nie ma nic przeciwko... - urwał tata widząc moją przerażoną minę. - Czy, coś nie tak? - spytał z troską w głosie.
- W-wszystko w porządku ,tylko kiedy to nastąpi...?
- Samolot masz jutro o 19:00 ,wiec niedługo... - ostatnie zdanie utkwiło w mojej pamięci na długi czas. Stałam tak przez pięć minut patrząc się to na tatę ,to na mamę - czy aby mówią serio ,czy dzisiaj jest może Prima Aprilis. Stałam tak jeszcze przez chwilę ,aż wreszcie odwróciłam się na pięcie i skierowałam w stronę schodów.
               Gdy już znalazłam się w swoim pokoju opadłam z hukiem na łóżko z telefonem w dłoni. Wybrałam numer do Taylor ,mojej najlepszej przyjaciółki i już po chwili rozbrzmiał się dźwięk sygnału w telefonie ,po trzech sygnałach usłyszałam głos Tay: - Hej, kochana no co tam?
- Hej, wiesz chodzi o to że muszę ci o czymś powiedzieć. To bardzo ważne.
- Cat, co się stało?
- Um, hmmmm jakby ci to powiedzieć ja jutro wyjeżdżam...
- Cooo...? Co to znaczy ,że wyjeżdżasz?
- Bo widzisz moi rodzice dostali awans i zaczną pracę w Londynie... - nie dała mi dokończyć tylko zaczęła piszczeć ,domyślałam się dlaczego.
- Ej, jak już tam będziesz i spotkasz One Direction ,to załatw mi autografy od każdego z nich, dobra?
- Nie dałaś mi dokończyć. Oni mnie nie zabierają ze sobą ,ja wyjeżdżam... - to będzie trudne - ...do Atlanty.
- Co? Nie mogę sobie wyobrazić tego moja najlepsza przyjaciółka oddalona ode mnie o setki kilometrów. Ale jak jutro...?
- Jutro o 19:00 mam samolot... - i nagle posmutniałam ,to było już jutro ,a ja nie chciałam się żegnać z tym miejscem na dobre.
- Będziesz miała jutro rano czas ,by spotkać się ten ostatni raz w starbucksie? - zapytała z nadzieją w głosie.
- Tak, przecież mam jeszcze jutro prawie dzień tutaj... To o 10:30 w starbucksie?
- Uhm, to do jutra.
      Zakończyłam rozmowę i w tym samym czasie tata wparował do mojego pokoju - Przyniosłem ci walizkę. - powiedział i położył ją na łóżku. Wyszedł z mojego pokoju ,a ja zaczęłam się pakować. Spakowałam walizkę i położyłam ją obok komody. Poszłam do łazienki i weszłam pod prysznic. Czułam jak gorąca woda leci na moją skórę ,to była druga rzecz zaraz po papierosach dzięki której się odprężałam. Zakręciłam kran i wyszłam z pod prysznica. Wytarłam się ręcznikiem i założyłam na siebie przydługi T-shirt do spania. Wysuszyłam włosy. Jeszcze napisałam do Chada sms ,że już jutro mnie nie będzie i poszłam spać.