niedziela, 27 grudnia 2015

Chapter 21

Cat's POV

                Godzina, dwie, trzy, cztery i nadal nic. Zresztą czego się spodziewałam. Do tego lekarz powiedział żebyśmy na razie do niego nie chodzili ,by mógł odpocząć. Każdą minutę, sekundę przepłakałam. Nie byłam w stanie wyobrazić sobie bez niego życia. Jest jedynym światłem w moim życiu.
               Oparłam głowę na ramieniu Chaza i zasnęłam.
- Cat, Justin już z nami jest. Możesz się obudzić. - Chaz szturchnął mnie ramieniem.
- Z panem Bieberem już wszystko w porządku. Możecie się państwo z nim zobaczyć. - uśmiechnięty lekarz rozmawiał z Pattie ,która chwilę później mu dziękowała za wszystko powiedziała nam o tym i weszła do niego. My postanowiliśmy zaczekać na swoją kolej.
Po 20 minutach nerwowego oczekiwania nadeszła moja kolej ,by z nim się zobaczyć. Wniebowzięta ,że znowu jest wśród nas wstałam i szybkim krokiem udałam się w kierunku drzwi. Chwyciłam za klamkę. Gdy otworzyłam drzwi nasze spojrzenia się ze sobą skrzyżowały. Jego miodowe tęczówki patrzące prosto w moje ,sprawiły ucisk w żołądku. Cat, wyluzuj, on już jest.
- Cat... - wypowiadane słowa tym głosem, głosem Justina, nadal do mnie nie docierały. - Chodź do mnie. - poinstruował mnie Justin. Podeszłam do niego niepewnie. Nie osądzajcie mnie ,ale w takich sytuacjach ma się czasami wrażenie ,że to tylko wyobraźnia płata nam figle. Ostrożnie się do niego zbliżyłam siadając na skraju łóżka.
       Pochyliłam się nad nim ,a nasze usta złożyły się w pocałunku.

*Back to reality*

         Zamykane drzwi wywołały hałas na oddziale ,co sprawiło ,że się przebudziłam. Miałam nadzieję ,że rzeczywistość będzie odzwierciedleniem mojego snu. Niestety, piękny sen pozostawał pięknym snem ,a smutna rzeczywistość smutną rzeczywistością.
- On jest już z nami? - zapytałam z nutą nadziei w głosie.
- Nie, ale jeżeli nie może w taki sposób ,to jest w inny, kochanie. - powiedziała do mnie pocieszająco Pattie. Nie chciałam zaprzeczać. Nie dlatego ,że sama chciałam w to wierzyć ,ale myślę ,że ona także.
         Zauważyłam ,że Chaz śpi. - Chcesz iść do niego? - zapytała. - Uhm. - przytaknęłam i powoli wstałam z krzesła w kierunku drzwi. Weszłam do środka i usiadłam w tym samym miejscu ,co wczoraj. Znowu złapałam go za rękę ,a ona znowu była zimna.
         - ...a wtedy na mnie i na Tay nakrzyczał jakiś gościu i wyszłyśmy z tamtąd. - opowiadałam Justinowi historie jakie przeżyłyśmy razem z Tay w Angli. - Tak, bardzo chciałabym żebyś był... - słowa wyszły z moich ust, jedną ręką otarłam łzę ,która zaraz miała spaść. Poczułam jak Justin ścisnął moją rękę. Nie, nie, nie chyba musiało mi się ,,przewidzieć" ,ale przecież wyraźnie poczułam...dotyk jego skóry, wszystko ,czego tak mi brakowało. I znowu brakuje, bo uścisk pomiędzy naszymi dłońmi się rozluźnił. A ja znowu poczułam pustkę. Popatrzyłam na niego w nadziei ,że się obudził. Nadal nic. Pocałowałam go w czoło ,zanim wyszłam ,by koniecznie poinformować o tym zdarzeniu lekarza.
         Kiedy wychodziłam zauważyłam ,że akurat się wybierał do niego z jakimiś dokumentami ,zapewne ,by sprawdzić ,czy wszystko zachodzi tak jak powinno. - Przepraszam... - zaczęłam. - Ale chciałam się zapytać czy to możliwe ,żeby Justin złapał mnie za rękę ,gdy się jeszcze nie przebudził...?
- Pani jest jego dziewczyną, zapewne? - przerwał. - Jest to możliwe. Zapewne osoba wykonując ten gest pragnie nam coś przekazać. W większości pacjenci z takimi dolegliwościami słyszą ,każde z wypowiedzianych przez nas słów ,a że nie mogą nic powiedzieć ,dopóki się nie przebudzą, odpowiadają gestami takimi jak właśnie ściśnięcie dłoni. - zastanawiał się nad czymś. - Po za tym ,to dobrze może świadczyć ,bo to znaczy ,że pacjent zaczyna się przebudzać i wracać do normalnego stanu. Teraz zobaczę co u niego, jest coś co chciałabyś jeszcze wiedzieć?
- Nie. - odpowiadam i dziękuje ,a następnie siadam na swoim miejscu ,by powiedzieć o tym Pattie.
            Po jakichś dwóch kolejnych godzinach Pattie kazała nam iść do domu. - Cat, masz jutro szkołę. Obiecuję ,że zadzwonię do ciebie jak coś się będzie działo. Możesz go przecież odwiedzić po szkole. - powiedziała raczej oznajmująco. Nie chciałam stamtąd iść. Chciałam trwać przy nim dopóki się nie obudzi. Czułam się słabo. Przyrzekam, że gdyby... to dla mnie koniec życia, dosłownie. Jakoś sobie tego nie wyobrażam. Znowu płakałam z powodu tego ,że bardzo ważna dla mnie osoba jest tutaj, ja nie mogę nic zrobić i jeszcze obowiązki wzywają, do których w tym momencie zupełnie nie miałam głowy. Minęła godzina i Chaz niemalże siłą zaciągnął mnie do wyjścia. Czułam się pusta, nie było mnie bez niego...
          
            Lekcje dłużyły mi się w nieskończoność. Odliczałam do ich końca, a to dopiero była 4 godzina lekcyjna, przede mną jeszcze 3. Najchętniej gdybym miała na tyle silnej woli to bym stamtąd wyszła, wyobrażałam sobie to, chciałam tego. Chciałam już do niego iść, zobaczyć go. Mazałam ołówkiem po zeszycie udając ,że słucham głosu nauczyciela. Jednak nie było mnie na to stać, mogłam myśleć tylko o tym, tylko o nim. Gdy pogłębiłam się w swojej odwiecznie denerwującej mnie tak zwanej filozofii życiowej, nie zauważyłam, że zadzwonił dzwonek. - Cat, nie idziesz? - zapytała mnie Kylie machając mi ręką przed twarzą. - A, tak, tak idę. - oznajmiłam wzięłam swoje rzeczy i poszłam za nią. Poszłyśmy do szafek ,by wziąć książki na kolejną lekcję i odłożyć te już nie potrzebne. Poczułam czyjąś obecność za mną. Mogłam się domyślać ,kim mogła być osoba. - Pogadamy dziś po szkole? - zapytał, gdy się do niego odwróciłam. - Jestem dzisiaj zajęta. - powiedziałam pewnie.
- A w takim razie teraz? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Nie jestem w nastroju. - odpowiedziałam i go wyminęłam nim zdążył coś powiedzieć.
           Niemalże zerwałam się z ławki ,gdy usłyszałam dzwonek oznajmujący koniec lekcji. Wyszłam ze szkoły i od razu autobusem udałam się do szpitala... I tak było przez kolejne 5 dni. Szłam do szkoły, jechałam do szpitala, odwiedzałam Justina, opowiadałam mu o swoim dniu i wracałam.
          Dzisiaj był kolejny taki dzień. Już powoli traciłam nadzieję, choć bardzo nie chciałam. - Drake znowu się do mnie dzisiaj doczepił. - powiedziałam. - ...Kiedy się wreszcie obudzisz? Proszę Cię Justin jak nie dla mnie, to zrób to chociaż dla innych. Proszę... - zakryłam dłońmi twarz, znowu chciało mi się płakać, próbowałam się powstrzymać, lecz nie potrafiłam i łzy zaczęły mi płynąć mimowolnie. - Cat...


Idziecie na koncert?? :-)

niedziela, 20 grudnia 2015

Chapter 20

Justin's POV

                - Justin, nie usunęłam naszego dziecka. Nie dałam rady. - czas wokół się mnie zatrzymał ,gdy usłyszałem nie zbyt mnie zadowalające wieści od Melanie. Straciłem nad sobą kontrolę. Widziałem ciemność dosłownie ,nie tylko nie to. Nic nie było.

***************************************************************************

Cat's POV

         - Jak śmiałeś nas podglądać? - na ,,Dzieńdobry" napadłam na Chaza.
- Oh przepraszam ,że chciałem sobie coś do zjedzenia zrobić! - krzyknął z kuchni ,gdzie nadal się znajdował. - Ale było ostro! - skomentował, a ja wchodząc do kuchni spojrzałam na niego typu ,,i want kill you".
- Wiesz jak chciałeś sobie pooglądać ,to zawsze są też serwisy się tym specjalizujące. - zaśmiałam się.
- Nie, ja na takie stronki nie wchodzę moja droga. - zaprzeczył. - A co próbowało się? Z Justinkiem? - zagruchał.
- Nie? - odpowiedziałam.
- No właśnie byłem świadkiem.
        Postanowiłam się z nim nie kłócić, więc zajęłam się sobą. Nalałam sobie soku do szklanki i usiadłam na taborecie przeglądając telefon. Drake na szczęście już nic nie napisał.
       Telefon Chaza zadzwonił. Pewnie to ta jego nowa ,,dziewczyna"... pomyślałam. Jednak moja myśl pojawiła się i znikła równie szybko ukazując pobladłą twarz Chaza, wyraźnie zdenerwowanego. Jego oczy na mnie patrzące kryły za sobą i smutek i współczucie. Boże, o co może chodzić. Po chwili ktoś gadający z Chazem się rozłączył ,a Chaz oniemiały krzyknął - Justin miał wypadek! - moje oczy się rozszerzyły ,a już po chwili zaczęły lecieć z nich łzy. - Co?! Ale jak to?! - szlochałam. Ręce mi się całe trzęsły. - Zderzył się z samochodem jadącym z na przeciwka! - Boże, nie tylko nie to. Nie on.- rozpłakałam się jeszcze bardziej. To nie może być on. Co czułam? Strach, przed stratą ważnej dla mnie osoby z którą jeszcze przed chwilą byłam. - Musimy do niego jechać! - w tej chwili mogłam myśleć tylko o tym.
       Byliśmy w drodze ,a mi każde mijające miejsce coś przypominało ,co powodowało u mnie lawinę łez.
*Throwback*
         Poczułam czyjeś ręce oplatające moją talię. - Buuu. - poczułam ciępły oddech szepczący mi do ucha. Ostrożnie odwróciłam się w stronę osoby do której należał. Widząc uśmiechniętego Justina rzuciłam mu się na szyję, powodując u niego chichot. - Tak bardzo za tobą tęskniłam.- skomentowałam mając na myśli jego trasę koncertową trwającą rok. - Kochanie, a ty myślisz ,że ja co? - poruszył śmiesznie brwiami na co zachichotałam. - Umierałem z tęsknoty. - dokończył ,a wtedy wpoiłam się w jego usta.

             Wspomnienie do mnie wróciło ,gdy przejeżdżaliśmy obok lotniska. Po około 15 minutach byliśmy już w szpitalu. Ze łzami w oczach pobiegłam, a Chaz za mną  do punktu informacyjnego. - Justin Bieber? Gdzie jest? - mówiłam roztrzęsionym głosem. Pielęgniarka się zaśmiała. - Twojemu idolowi nic nie jest. Idź lepiej do domu ,bo i tak tam do niego nie wejdziesz. - syknęła. Wywaliłam na nią oczy złapałam ją za kołnierzyk i uprzedziłam. - Słuchaj no lalunio, mój chłopak ,gdzieś tutaj jest. Miał poważny wypadek samochodowy i muszę być teraz przy nim! Inaczej będziesz miała mnie na sumieniu ,kiedy ze mną się też coś stanie jak nie będę mogła go zobaczyć!!!!
- Ochrona!!!!! Ochrona!!!!!!!!! - zaczęła wrzeszczeć pielęgniarka. - Zabrać ją stąd! - poczułam za sobą Chaza próbującego odciągnąć ode mnie ochroniarzy. - Zostawcie ją! Ona nic nie zrobiła! Ona chce się tylko zobaczyć ze swoim chłopakiem! - wykrzyczał. Niestety, większych rezultatów to nie przyniosło. Ochroniarze tylko kazali mi się natychmiast uspokoić ,bo drugim razem nie będą już tak mili.
          Zrezygnowani staliśmy próbując coś wymyśleć, coś dzięki czemu byśmy mogli się do niego dostać. Niestety ta pielęgniarka nie spuszczała z nas oka, przez co nie mogliśmy się prześlizgnąć. Chaz i ja cały czas się przytulaliśmy i pocieszaliśmy ,że nic mu nie jest. - On jest twardy, Cat. Na pewno cokolwiek to jest wyjdzie z tego. - mówił Chaz. Na korytarzu zauważyłam Pattie (mamę Justina) i od razu oderwałam się od Chaza ,chcąc zwrócić jej uwagę ,by nas zauważyła. Oczami pełnymi łez na nas natrafiła i do nas podeszła. - Co z nim jest?! - w tej chwili byłam w stanie tylko o tym myśleć ,gdy do nas podeszła. - Lekarz powiedział ,że miał wstrząs mózgu. Jest w śpiączce. Kolejne dni zadecydują o ... - miała już kończyć, choć było widać ,że sprawia jej to ból ,przerwałam jej. - Nie, nie... to się nie może wydarzyć. On będzie żył. On jest silny, da radę, wierzę w to. Da radę dla nas. - jednak mało kogo przekonywały moje słowa ,nawet mnie samej zbytnio nie. Ja, Chaz i Pattie zamknęliśmy się w uścisku. - Teraz pozostaje nam tylko się modlić. Musimy być my silni dla niego. - powiedziała ocierając łzy. - On wyjdzie z tego. - powtórzyłam.
- Czyli co to ona nie chciała was do niego puścić? - zapytała mając na myśli pielęgniarkę. - Tak. - odpowiedział Chaz. - Chodźcie, jesteście teraz ze mną. - powiedziała.
            - To co chcecie do niego wejść? - zapytała się nas Pattie.
- Oczywiście ,że tak. - odpowiedzieliśmy równo. - Proszę wchodzić pojedynczo. - skomentował lekarz wychodzący z jakimiś notatkami z pokoju w którym znajdował się Justin. - Ty idź pierwsza, Cat. - niemalże popchnął mnie Chaz w kierunku drzwi.
            Drżącą ręką dotknęłam klamki, nie pewna tego co zobaczę. Otworzyłam wreszcie drzwi. W pokoju ujrzałam ,,śpiącego Justina" wszędzie miał jakieś przewody, rurki po podłączane do sprzętu lekarskiego. Pojedyńcza łza spłynęła mi po policzku. Rzeczywiście nie byłam gotowa na ten widok. Najchętniej ,bym się teraz zamieniła miejscami z nim. Ja bym była nie przytomna ,a on przy mnie ,ale żywy. Przestań, Cat, on jest żywy on tylko śpi. Nie, nie prawda ja chcę go takiego jak zawsze. - usiadłam na krześle znajdującym się obok jego łóżka szpitalnego. Złączyłam jego dłoń z moją razem i zaczęłam ją głaskać. Nie była ciepła jak zawsze, była zimna. - Chciałabym się teraz ciebie zapytać jak to się stało... Chociaż wiem ,że to nie możliwe. Ja, wiem ,że jesteś tu. Ja poczekam ile będzie trzeba ,tylko się obudź ,błagam. - łzy mi napływały do oczu. - Chcę ciebie już zawsze obok siebie, tego uśmiechniętego i zaskakującego mnie ciebie. Chcę to wszystko z tobą tworzyć ,to o czym mówisz ,gdy ja nigdy na to nie odpowiadam ,a zamiast tego się rumienię. Tylko proszę nie zostawiaj mnie swojej dziewczyny, przyjaciół, rodziny i beliebers. Proszę... - przerwałam ,a po chwili na mysłu kontynuowałam. - Wiesz, wcześniej gdy się rozstaliśmy... To ja tylko mówiłam ,że Cię nienawidzę, tak naprawdę cały czas Cię kochałam. Nie chciałam tego kończyć, po prostu myślałam ,że tak będzie lepiej. Ale teraz wiem ,że nigdy nie jest dobrze ,gdy nie jesteśmy razem. Proszę Cię, ja Ci wszystko wybaczę, tak naprawdę to już Ci wszystko wybaczyłam, tylko wróć do mnie, do nas. - Łzy zaczęły spływać po mnie jak woda z wodospadu.

Justin's POV

       Poczułem coś mokrego na mojej dłoni, mogłem się domyślać ,że była to łza Cat. Chciałem ścisnąć jej dłoń, powiedzieć jej ,że tu jestem, ale nie mogłem. U mnie było ciemno, a ja nie mogłem wykonywać żadnych ruchów. Słyszałem właściwie wszystkie jej słowa. Otworzyła się przede mną ,choć wcześniej była jak zamknięta księga. Jej głos, to jak mówiła. Jej dotyk. Wszystko.
      Puściła nagle moją dłoń. Poczułem zimno. W tle słyszałem jakieś słowa, należały do kogoś innego, ale nie byłem w stanie wychwycić do kogo.
      Teraz kto inny siedział obok i zdecydowanie był to męski głos. - Hej, stary. Jak się trzymasz? - wyczułem niedowierzanie w tych słowach. Czyli kumpel. Hmm, pomyślmy...Chaz? - Kogo ja oszukuje i tak mi nie odpowiesz ,ale teraz skoro ,nie możesz mi dać ciętego komentarza czy skopać tyłka, czego powiem szczerze jest mi brak, to przynajmniej mogę Ci wszystko powiedzieć. To jak wiele dla mnie znaczysz jako kolega. Bez kitu. Nie znam lepszego przyjaciela od ciebie... - choć fizycznie nie mogłem to w głowie uśmiechnąłem się na jego słowa. Tak naprawdę bardzo wiele dla mnie znaczyły. - Nie mógłbym sobie wyobrazić jak moje życie wyglądałoby bez naszej przyjaźni, choć pewnie Cat ma gorzej. W końcu łączy was wspólna wymiana bakterii i tak dalej. - zaśmiał się po przez smutek. Pewnie gdybym mógł ,to teraz bym coś mu powiedział ,ale rzeczywistość wygląda trochę inaczej. - Ale wracając. Od dziecka ,aż po teraz i miejmy nadzieję ,że aż do starości ,ale nasza przyjaźń jest. Pamiętasz jak bawiliśmy się w piratów i klocki lego uważaliśmy za skarb, a zjeżdżalnię na placu zabaw za okręt piracki. Gdy po raz pierwszy napiliśmy się piwa w wieku 13 lat i wróciliśmy do domu pijani ,a wtedy twoja mama kazała Ci myć naczynia przez miesiąc ,a do mojej zadzwoniła i ta kazała mi sprzątać strych. To były czasy. I pomyśl ,że możemy tak samo wspominać jeszcze kolejne za parę lat. Tylko się obudź. Zrób to dla nas dla ludzi ,którzy Cię potrzebują, tutaj, w swoim życiu. - Oni wszyscy mnie tutaj potrzebują, błagam daj mi Boże siły bym się obudził.

Cat's POV

                Moje płacze, przerwał mi Chaz wychodzący od Justina. - Nadal? - zapytałam tylko ,a on wiedział o co chodzi. - Nadal, nic. - odpowiedział zasmucony i usiadł obok mnie. - On wyjdzie z tego. Znam go. - powiedział pewnym siebie głosem do nas obie. Teraz pozostaje już tylko nadzieja.

wtorek, 8 grudnia 2015

Chapter 19

Cat's POV

           Obudziłam się z powodu ciepła ogarniającego moje ciało, w końcu był czerwiec. Justina nie było w pobliżu mnie więc się rozejrzałam w jego poszukiwaniu. Siedząc już postanowiłam poczekać na to aż gdzieś się pojawi. Sięgnęłam po swój telefon, weszłam na ig, snapa i na meesengera zauważając ,że mam kolejną nie odczytaną wiadomość od Drake'a. Czy on nie może dać mi świętego spokoju?

Drake:
Zamierzasz mnie cały czas unikać. Tak nie można. Jezu, Cat przepraszam ,ale to jest silniejsze ode mnie.

Postanowiłam mu odpisać.

Ja:
Daj mi spokój. Porozmawiamy o tym w szkole, nie teraz. Nie licz na nic więcej.

          Kończąc pisać odpowiedź zauważyłam Justina wyłaniającego się z jeziora. Uśmiechnęłam się i odłożyłam telefon przed tym go wyłączając, by Justin przypadkiem nie przeczytał nie potrzebnych wiadomości. - Cześć kochanie. - odwróciłam się w jego kierunku.
- Cześć, księżniczko. - odpowiedział. - Chodź do mnie. - dodał.
- Co? Tam do wody? Chyba zwariowałeś... - pokręciłam głową, wyobrażając sobie jak bardzo po nocy woda może być zimna.
- W takim razie sam po ciebie pójdę. - postanowił. I wdrapując się na most szedł w moim kierunku. Był coraz bliżej. - Nieeeeee!- zaczęłam krzyczeć ,gdy mnie podniósł i wrzucił do jeziora ,a następnie sam wskoczył.
- Foch. - Odwróciłam się od niego tyłem i udałam obrażoną.
- Ale, ja wiem, że nie jesteś zła... - Podpłynął do mnie i zaczął całować wzdłuż karku obejmują mnie przy tym w pasie. - ...bo na mnie nie można się długo gniewać.
- Jesteś niemożliwy. - przewróciłam oczami. Odwróciłam się z powrotem do niego. Na jego twarzy pojawił się łobużerski uśmieszek, dobrze wiedział, że doprowadza mnie tym do szaleństwa. - Niemożliwy ,ale twój. - Powiedział. - Spójrz kochanie są jednak tego jakieś plusy. - Zaznaczył.
Pokręciłam głową z rozbawienia. Objęłam jego twarz swoje w dłonie i pocałowałam z natchnienieniem. Pocałunek się pogłębił. Już nie tylko ja chciałam więcej. Chciałam mu oddać siebie w ten sposób, swoje uczucie do niego - takie zamienne ,,kocham Cię". Tak naprawdę mogłoby to trwać wiecznie. Uczucie tego ,że jesteś z kimś naprawdę. Oderwaliśmy się od siebie. - Wow, to było... - zaczął. - ...zaskakujące...? - dokończyłam za niego.
- I to jeszcze jak kochanie... Było w tyle miłości... Kto Cię wogle nauczył tak całować, co? - Uśmiechnął się.
- No nie wiem, pewnie ty... - Czułam jak moje policzki się czerwienią. Uśmiechnęłam się niezręcznie.
      Popływaliśmy jeszcze. Justinowi robiło się także na wygłupy. Poczekaliśmy aż wyschniemy i pojechaliśmy coś zjeść. Zatrzymaliśmy się w typowo regionalnej knajpce jak na tamte klimaty. W środku było przytulnie, jasno-beżowy odcień ścian połączony z ciemnymi, drewnianymi meblami. Dodatki w czarnym kolorze.
        Usiedliśmy przy stoliku na końcu sali przy oknie. Kelner do nas podszedł, złożyliśmy zamówienie.
- Więc... może zagramy w ,,10 rzeczy o któtych nie wie nikt"...? - zaproponował Justin zważając na to ,że sobie trochę na nasze zamówienie poczekamy.
- Justin, my zdecydowanie za dużo o sobie wiemy ,by grać w tą grę. - zaśmiałam się.
- Nie powiedziałbym. Są rzeczy ,które chciałbym o tobie wiedzieć mniej więcej z tych dwóch lat od kąd się rozstaliśmy... -Justin zamilkł widząc ,że nie patrze już na niego tylko w dół.
- Po prostu pytaj ,co chciałbyś wiedzieć. - udałam nie wzruszoną. Tak naprawdę, bardzo ciężko się gada o rozstaniu z tą właśnie osobą.
- Nwm. Miałaś kogoś...? - Justin podpierając się ręką zaczął ciągnąć za końcówki swoich włosów z powodu widocznego zdenerwowania. Spojrzał mi głęboko w oczy oczekując odpowiedzi.
Ja natomiast na długo zamilkłam.
- Justin byliśmy po rozstaniu. Dla mnie to dużo, bo byłeś moją pierwszą miłością. Nie miałam wtedy ochoty na chłopaków. Nawet jeśli to żaden ,by mi ciebie nie zastąpił. Można powiedzieć ,że mimo iż cię nienawidziłam to i tak kochałam i tęskniłam. Wszystko mi przypominało ciebie. - Wypowiedziałam się zgodnie z prawdą. Uważam, że Bóg wybrał dla nas ten czas byśmy mogli sobie wszystko wyjaśnić.
- A jak było z tobą?

Justin's POV

- A jak było z tobą? - Zapytała mnie Cat. Oniemiałem. Miałam nadzieję ,że uniknę tego pytania w odwecie. Niestety się przeceniłem. Czułem jak wali mi się świat na głowę ,gdy owa myśl o Melanie odnalazła swoją część w mojej głowie. Muszę znowu kłamać. Wiem, że nie postępuję dobrze ,ale nie chcę tego zepsuć. Miłości ,która się ponownie odnalazła w naszym życiu.
- Też było ciężko. Byłem głupi i gdybym wtedy miał tą samą świadomość ,co teraz z pewnością nie zrobiłbym tego. Życie bez ciebie nie miało dla mnie sensu. A zrozumiałem dopiero teraz ,że ciągłe imprezy, narkotyki, dziwki się kiedyś kończą ,a wtedy pozostaje tylko pustka. Twoi najlepsi przyjaciele z którymi imprezowałeś wchodzą w związki, żenią się, mają dzieci ,a ty zostajesz sam. - Przerwałem i po krótkim namyśleniu kontynuowałem. - Ale teraz wiem co jest dobre ,a co złe. I że znalazłem sobie taką osobę... - Złapałem ją za rękę pod stołem i złączyłem nasze palce razem. - ...taką co mają moi przyjaciele, taką z którą chcę ,by właśnie tak było. Cat. - Podkreśliłem. Cat zarumieniona przez moje słowa starała się je ukryć po przez włosy jednak na próżno, bo odgarnąłem je z jej twarzy i pogłaskałem jej policzek. - Lubie gdy się rumienisz. I chcę ,żebyś wiedziała ,że czekam na tą chwilę ,kiedy będziesz gotowa ,by takowy związek stworzyć. - Na kolejne słowa wychodzące ode mnie zarumieniła się jeszcze bardziej. Przysunąłem się bliżej niej i pocałowałem ją równie głęboko, oddając jej całego siebie jak ona mnie dzisiejszego ranka w jeziorze. Byliśmy szczęśliwi i tylko to się liczyło.
     Nasze pocałunki przerwał nam kelner stawiając po jednym tależu przy mnie i przy Cat.
      Jechaliśmy samochodem. Cat jak zawsze nie oszczędzała ciszy zagłuszając ją muzyką wychodzącą z głośników samochodu. Śmialiśmy i jak zawsze podśpiewywaliśmy znane nam przeboje lecące z kanadyjskiego radia. Nieraz też się śmialiśmy z dennych tekstów niektórych artystów. W większości melodie były naprawdę rytmiczne ,a głos wpadający w ucho. Ale jak się wsłuchało w tekst już nie było tak kolorowo, oczywiście mówimy o nie których.
     Stanąłem samochodem przed domem Cat. Wyłączyłem silnik. Czas pożegnania. Obróciła głowę w moją stronę stopniowo podnosząc oczy na moje. Spojrzałem w jej niebieskie tęczówki, które zawsze mi przypominały morze. Czas wokół nas się zatrzymał. Objąłem rękoma jej twarz i przybliżyłem własne do jej ust. Ona nieco też. Zatopiłem się w nich. A ona dając mi zielone światło pozwoliła wkroczyć mojemu językowi. Nasze języki się ze sobą spotkały, a już za chwilę zaczęły toczyć powolną bitwę. Oplotła swoje ręce wokół mojej szyi. Nasz pocałunek się pogłębiał odpiąłem swój pas a potem jej ciągnąc ją na swoje kolana. Gdy siedziała już na mnie rozkrakiem przestałem całować jej usta ,a zacząłem szyję. Ssałem i całowałem w efekcie zostawiając na jej skórze malinkę. Ona natomiast dała się oddać chwili ,ale nie nadługo ,bo znowu wtopiła się w moje usta. Zaczepiając po drodze o moją wargę zębami. Kiedy ja też się bardziej wczułem mój telefon postanowił zadzwonić w tylnej kieszeni moich jeansów. Ja ignorując powstały hałas znowu wtopiłem usta w usta Cat ,ściskając ją przy tym za tyłek. Niestety czar prysł ,bo zawstydzona Cat się w niej obudziła z powodu mojej komórki. Zawsze tak jest. Gdy siedzę w domu i oglądam powtórkę meczu koszykówki ,przeglądając przy tym instagrama ,to nikt nie dzwoni. Ale gdy już spędzam czas ze swoją dziewczyną ,to nagle ktoś ma do mnie jakąś pilną sprawę. Wracając. Cat wstała z moich kolan, wróciła na swoje miejsce i postanowiła już iść tłumacząc się ,że ma pracę domową do odrobienia. Na litość boską, Cat, nie jestem aż tak głupi. Jest środek czerwca ,oceny wystawione, a ty masz pracę domową do odrobienia?! Ale nie chciałem się już w to zagłębiać. Pozwoliłem jej iść, całując ostatni raz w usta na pożegnanie. - Nie mogę się doczekać chwili, gdy nie będziemy musieli się już żegnać ,a wracać będziemy do jednego domu. - mówiąc jej to puściłem jescze oczko. Cat strasznie się zarumieniła. To taka rzecz ,która się w niej nie zmieniła zawsze się rumieniła, gdy schodziłem na tematy dotyczące naszej dalszej, wspólnej przyszłości. Ale też uśmiechnęła ,co znaczyło ,że też tego chciała. Wysiadła z auta dostrzegając Chaza w oknie od strony kuchni. Pomachała mi ,a jej i odpalając samochód, sięgnąłem do kieszeni jeansów po telefon, by sprawdzić kto przeszkodził nam w tak pięknej chwili ,że aż mój ,,przyjaciel" dał o sobie znać. Na wyświetlaczu pojawiło się znane mi imię ,,Melanie". No tak. Jednak zastanawiało mnie ,czego mogła chcieć po tzw. ,,zakończeniu tematu". Odzwoniłem wyjeżdżając z podjazdu kierując się dobrze znaną mi drogą do własnego domu. Nagle usłyszałem drżący głos wydobywający się z telefonu. - Justin, nie usunęłam naszego dziecka. Nie dałam rady.